- grzech i kara zań dotkliwa
- nerwica
- zaburzenie koncentracji
- pobudzenie
- zwiększona drażliwość
- szybkie męczenie się pracą umysłową
- obniżenie nastroju
- impotencja psychiczna w pożyciu seksualnym (rzeczywisty współpartner/współmałżonek) nie dorównuje fantazjom erotycznym
- rozszczepienie osobowości - w czasie aktu masturbacyjnego lub lepiej aktu autoerotyzmu samogwałcący się jest jednocześnie dawcą i biorcą; brak potrzeby drugiej osoby, samowystarczalność
- izolacja - nieśmiałość, wstyd często leczony środkami chemicznymi
- erotomania, która występuje z uzależnieniami jak alkoholizm, narkomania
- niska samoocena, która przekłada się na karierę, osiągnięcia
- poczucie zirytowania i desperacja
- moralne konflikty - rozbieżność między wyznawanymi zasadami a zachowaniami
- strach
- duchowe zubożenie
- głębokie poczucie winy
- podwójne życie
- uzależnienie, popadnięcie w nałóg od autoerotyzmu
- autoerotyzm prowadzi do zaburzenia reagowania na bodźce wysyłane przez partnera seksualnego, trudności lub całkowity brak podniecenia seksualnego na normalnej drodze; reakcja seksualna niezależna od osoby i potrzeb współmałżonka. W rezultacie to wszystko może doprowadzić do rozpadu małżeństwa
- upośledzenie powstawania podniecenia seksualnego
- w przypadku kobiety - mąż nie będzie mógł pobudzić jej lub będzie pobudzał"gorzej". Kobieta dla osiągnięcia satysfakcji seksualnej potrzebuje więcej czasu i harmonii między małżonkami. Masturbacja dodatkowo wprowadza utrudnienia przez co kobieta może mieć poczucie osiągania satysfakcji seksualnej gorszego rodzaju lub w ogóle nie nie osiągać satysfakcji w kontaktach z mężem co dla kochającej żony będzie ogromnej frustracji i poczucia winy
- mężczyzna - w przypadku normalnego seksu może dojść do zaburzeń erekcji powstałych w wyniku uwarunkowania jej powstania od onanizmu. Zakodowanie czasu trwania reakcji seksualnej, przez co ejakulacja, wytrysk będzie następować niezależnie od tego, co się dzieje między małżonkami
niedziela, 20 lutego 2011
O szkodliwości masturbacji...
piątek, 18 lutego 2011
Mój onanizm - ciąg dalszy...
Powoli się przekonywałem, że nic złego się nie dzieje, żadna kara na mnie nie spada, a nasienie, sperma - pierwsze wytryski przynoszą wspaniałe przeżycia, wręcz ekstazę. Robiłem to tak często, jak się dało :) Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że również podniecała mnie polska nazwa tego procederu: samogwałt :) Samogwałciłem się tak namiętnie, pławiąc się w myśli, że dokonuję gwałtu na sobie, który sprawia mi ogromną przyjemność. Zestawienie słowa gwałt, oraz standardowe skojarzenia z tym słowem wobec eksplodującej rozkoszy jaką osiągałem podczas własnych pieszczot powodowało, że smak efektów masturbacji - ejakulacja - był esktatyczny. Inne słowo, które mnie wówczas podniecało to branzlowanie lub brandzlowanie. Samo słowo było już podniecające, a w zestawieniu z branzlowaniem się, owo brandzlowanie stawało się czymś wyjątkowym. I tak powstawały słowa klucze w moim nastoletnim umyśle: onanizm, samogwałt, brandzlowanie, logier. Na samą myśl o którymś słowie ręka sięgała w wiadome miejsce...
wtorek, 15 lutego 2011
Autoerotyzm, masturbacja, onanizm, samogwałt...
- pochodzi od złożenia dwóch słów łacińskich manus (ręka) i stuprare (brudzić). Jeśli pomyślimy w jaki sposób masturbacja zachodzi, możemy domyśleć się ze złożenia tych dwóch slow czemu tak właśnie nazwano ów, uznawany za nieczysty proceder.
- pochodzi od złożenia podobnie jak wyżej dwóch łacińskich słów maskulinum (męski) i turbare (zmącić, zakłócać).
Jaki? Jeszcze nie wiecie?? :
czwartek, 10 lutego 2011
Powrót do domu
Wróciłem do domu jako onanista. Oczywiście wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego. Poznałem cos nowego, coś co sprawia, że jest miłe.
Podniecające było to, że mogłem sam sobie coś robić. Patrzeć na zmiany jakie następują, gdy pieszczę swego ptaszka. Czuć moment gdy zaczyna się podnosić, prężyć. Gdy staje się twardy, a potem po chwili masturbacji puszczony mięknie. Widzieć jak strzela sperma i czuć ten moment. Właśnie TEN moment, gdy nagle świat wiruje w oczach, czuje się niesamowitą rozkosz uwalnianą skurczami z tryskającą spermę (czy, jak to się wówczas mówiło logierem)
Prawdę mówiąc robiłem to bardzo często i co dziennie. Wytrysku jeszcze nie było, sama przyjemność. Potrafiłem tak "branzlować" się po kilkanaście razy dziennie. Cały czas było przyjemnie i cały czas miałem na to ochotę :)
Miałem kolegów, z którymi grałem w piłkę, bawiłem się w podchody, jeździłem na rowerze. Ale żadnemu o tym nie powiedziałem, ani żaden tego mi nie mówił.
Szybko się zorientowałem, że nie jest to zalecana czynność przez religię, a byłem wychowywany w w tej naszej 95% , jedynej słusznej. Co prawda, tak abstrahując od masturbacji, wówczas religia wydawał mi się bardzo fajną sprawą. Nie była w szkole, prowadzili ją księża, którzy umieli nawiązać kontakt z dziećmi. I nie myślę to o jakiś pedofilskich kontaktach. Po prostu umiejętność zainteresowania młodego człowieka sprawami wiary.
Tym nie mniej, przykazanie nr 7 (przeczytajcie, jak ono brzmi i jak jest objaśnienie tego grzechu) było dla mnie jak kamień u szyi zwłaszcza, gdy trzeba było iść do spowiedzi i powiedzieć księdzu, że uprawiam samogwałt. Tak to nazywano na lekcjach religii: samogwałt. Czułem się wtedy okropnie. Szukałem konfesjonału, w którym spowiadał ksiądz nie znający mnie. Szybko przeskoczyć przez siódme, pokuta, pukanie i... wolny od grzechy samogwałtu.
W tym czasie już zaczynałem mieć wytryski, eksperymentowałem ze sobą: jak szybko się spuszczę, jak wolno. Ile ruchów powolnych góra, dół. I tak kilka razy dziennie i codziennie. Najprzyjemniej było w wannie, w ciepłej wodzie, gdy tryskająca sperma wyglądała jak wybuch lawy z wulkanu.
Wciągał mnie onanizm na dobre, a ja się nie broniłem. Grzech... wyspowiadam się, a bez samogwałtu nie będzie już tak przyjemnie. Wtedy też znalazłem jakąś książeczkę, w której przeczytałem, że samogwałt jest szkodliwy, osoba uprawiające samogwałt ma słabą wolę, w ogóle jest słaba, mało pewna siebie, strachliwa, chorowita. Ot, takie tam "poważne" informacje mające na celu odstraszenie potencjalnych delikwentów, które jednak zrobiły na mnie wrażenie i były tego skutki w przyszłości.
Wtedy też zrozumiałem, że nie należy się chwalić masturbacją, skoro zabroniona i nikt tego nie robi, tylko ja jeden w niej tkwię. Należy być cicho.
Zacząłem z nią walczyć.
Nie, nie będę tego dziś robić! Jak zrobię, stanie się coś złego. Dziś definitywny koniec... No, może OSTATNI raz. Dziś, po raz ostatni. Na pożegnanie. Spuszczę się. Ostatni raz przecież wolno. Ok, dziś jeszcze będę to robić, ale już jutro NIE! Nawet nie spojrzę, a jak będę sikać, to zamkniętymi oczyma i bez wyjmowania rękoma. Sam się wyciągnie.
Jak myślicie? Wytrzymywałem?
Oczywiście nie. Taka scena powtarzała się prawie codziennie, bo prawie codziennie się masturbowałem. Powodów zresztą było dużo: dziewczyna, którą podglądałem, jakieś zdjęcia pornograficzne. Kiedyś do szkoły (to była szkoła podstawowa, 4 klasa) któryś z kolegów przyniósł opowiadanie pornograficzne. Jeden z nas czytał, reszta słuchała z zapartym tchem Do dziś pamiętam, jak kobieta z opowiadania pokazywała mężczyźnie swoje rozkoszne miejsca, a on prężył się pod jej rozpalaną dłonią i takie tam... :) Gdy wróciłem do domu musiałem zmienić majtki bo były mokre. :) Nie od spermy tylko tego czegoś, co wypływało, jak się długo masturbowałem, było śliskie i przezroczyste. Teraz bym to nazwał preejakulatem :) Wtedy onanizowałem się tak długo i wolno, by ów śluz wypływał. Wówczas powierzchnia mojego stojącego siusiaka była śliska. Oh, to była specjalna technika, która doprowadzała do wypływania preejakulatu i nader podniecająca.
Tak więc powodów, przyczyn dla młodego, jurnego, zdrowego emocjonalnie i coraz bardziej dojrzewającego z buzującymi hormonami chłopaka do uzewnętrznienia swoich stanów erotycznych było sporo. A jedyną drogą, oczywistą i przewidzianą przez matkę Naturę była masturbacja, zwana przez przeciwników groźnie samogwałtem.
Moje początki...
Zawsze mnie interesowały początki czegoś, co stało się ważne w życiu. Jedni zbierają znaczki, inni filmy. Moją pasją stał się onanizm. Mam oczywiście parę innych hobby, ale masturbacja czy też jak nazywają to przeciwnicy samogwałt lub już zupełnie inaczej ipsacja (ciekawe, czy kto słyszał kogoś mówiącego, że się ipsuje :-D) zdeterminowała fragment mego życia, o czym wówczas, gdy to zaczynałem, nie miałem oczywiście żadnego pojęcia..
Moje początki były i są dla mnie wciąż podniecające i pamiętam prawie każdy moment mojego pierwszego razu.
Było to, gdy miałem 10 lat. Pojechałem w sierpniu na kolonie nad morze. Grupy dzieci były dzielone wiekowo i przydzielane do pokojów. Zazwyczaj w takim pokoju, czasem dużej sali spało od kilku do kilkunastu chłopców. Tego roku udało mi się dostać do pokoju dwuosobowego połączonego z drugim wieloosobowym drzwiami bez drzwi. Z kolegą oddzieliliśmy się od pozostałych zawieszonym kocem i mieliśmy apartament. Dwa łóżka złączone głowami, wąski, długi pokój z oknem. Było fajnie... :)
Ale już na drugi dzień okazało się, ze będzie jeszcze fajniej. Wieczorem, gdy już leżeliśmy w łóżku mój kolega zaczął coś wyprawiać ze swoim siusiaczkiem. Dotykać go, ściągać skórkę w dól i w górę. Siusiak (taką nazwę wówczas znałem tego przyrządziku) stawał się większy, twardy. A on pracowicie zabawiał się nim wykazując przy tym podniecenie. Pod koniec przewrócił się na bok i z lekkim stękiem wystrzelił czymś ze stojącego siusiaka. Czymś białym, wodnistym.
Spytałem go co robi, a on na to że się branzluje (brandzluje - rożnie to się nazywało wtedy), a jak się już zbranzluje do końca, to wycieka mu logier :) Ot, taka ówczesna nomenklatura. Branzlowanie - onanizm, masturbacja :) Logier - sperma. Nawiasem mówiąc nigdy nie znalazłem źródła takich nazwań. Wówczas jak ktoś się onanizował, to mówiło się, że się branzluje, a to co wypłynie to logier. Może ktoś czytający te słowa wie? Zapraszam do zostawienia informacji w komentarzach lub na Forum, do którego wszystkich zapraszam.
Wyjąłem swojego maluszka i przy nim zacząłem się zabawiać pytając, czy robię dobrze i jak mam robić. Opowiedział mi wtedy do czego stojący siusiak służy, jak się ma do dziewczyn, jak się zapładnia i jak to wszystko przebiega. Zapewniam was, że to, co mi powiedział nijak się ma do prawdy, ale wtedy to było tajemnicze, nowe, przyjemne wręcz podniecające.
Od tej pory razem leżąc w łózkach branzlowaliśmy się bez miary wykorzystując każdy moment, który musieliśmy spędzać w łóżku - cisza poobiednia, nocna, jakieś przerwy w zajęciach. On, jako stary wyjadacz (zaczął, jak pamiętam, jakiś rok wcześniej - koledzy starsi mu pokazali) już miał wytrysk, choć z pewnością jeszcze nie normalną spermą, ja onanizowałem się na sucho (byłem jeszcze za młody, by mieć ejakulację). Kilka razy nawet chciał bym mu to robił, co też czyniłem ucząc się przy tym, ale końcówkę zachowywał dla siebie i swojej dłoni.
Tak minęły 4 tygodnie.
Wróciłem do domu...

