piątek, 18 lutego 2011

Mój onanizm - ciąg dalszy...

W poprzednim poście o mojej historii onanizmu opisałem jak poznałem smak masturbacji, jak wpadłem w "sidła" psychicznej presji: onanizm jest zły, jest grzechem, jest występkiem. Czytana lektura pogłębiała tylko ten stan powodując poczucie winy, poczucie stawania się kimś gorszym.

Nie jest to dobry stan dla młodego człowieka - 12-13 lat, który z jednej strony czuje nieprzemożną chęć i potrzebę wyładowania swoich potrzeb i narastających napięć seksualnych, normalnych w życiu nastolatka. Z drugiej strony młody umysł jest atakowany negatywnymi informacjami, wypaczającymi jego psychikę, poczucie wartości, osłabiające wolę. Odsuwałem sie od kolegów sądząc, że ja jestem tym gorszym.

Wielokrotnie próbowałem przestać się masturbować, ale ta przyjemność była tak silna i, teraz już wiem, konieczna dla wyzwolenia w sposób naturalny dojrzewającego seksualizmu. Jak wiecie z opisu, zerwać mi się nie udało :) Powiem więcej, zasmakowałem w konsumowaniu owocu zakazanego, czując swego rodzaju podniecenie, perwersję (tego słowa wówczas nie znałem :-D), że postępuję wbrew czemuś. Wyzwalało to adrenalinę, co dodatkowo wzmagało moją masturbację. I tak koło się zamykało.

Powoli się przekonywałem, że nic złego się nie dzieje, żadna kara na mnie nie spada, a nasienie, sperma - pierwsze wytryski przynoszą wspaniałe przeżycia, wręcz ekstazę. Robiłem to tak często, jak się dało :) Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że również podniecała mnie polska nazwa tego procederu: samogwałt :) Samogwałciłem się tak namiętnie, pławiąc się w myśli, że dokonuję gwałtu na sobie, który sprawia mi ogromną przyjemność. Zestawienie słowa gwałt, oraz standardowe skojarzenia z tym słowem wobec eksplodującej rozkoszy jaką osiągałem podczas własnych pieszczot powodowało, że smak efektów masturbacji - ejakulacja - był esktatyczny. Inne słowo, które mnie wówczas podniecało to branzlowanie lub brandzlowanie. Samo słowo było już podniecające, a w zestawieniu z branzlowaniem się, owo brandzlowanie stawało się czymś wyjątkowym. I tak powstawały słowa klucze w moim nastoletnim umyśle: onanizm, samogwałt, brandzlowanie, logier. Na samą myśl o którymś słowie ręka sięgała w wiadome miejsce...
W wieku 16 lat wyzwoliłem się z lęków i odrzuciłem negatywne informacje, którymi mnie i podobnych do mnie nastolatków straszono. Stałem się wytrawnym onanistą nie zdając sobie jeszcze wówczas z tego sprawy :) Marzyłem, jak każdy chłopak, o dziewczynie, inicjacjach i przeżyciach seksualnych. Moje pierwsze kontakty seksualne z dziewczynami były, jak to na początku bywa mniej niż bardziej sprawne i wprawne, nie do końca dające to, co dostawałem masturbując się. I tak mój onanizm pogłębiał sie, choć nie straciłem ochoty ani sprawności (jak straszą) podczas normalnego seksu. Można powiedzieć, że wówczas poznając swoje ciało, swoje reakcje powoli przeistaczałem się z onanisty, masturbanta w auoterotystę, osobę, dla której autoerotyzm stał otworem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz